czwartek, 19 stycznia 2017

poezja w czwartek

lubię te słowa, co nic nie znaczą 
po których błądzę stopami 
na oślep wypowiadane
lubię te słowa, co brzeg warg znaczą
to moja ojczyzna rozkwitająca 
lecz pozbawiona imienia 

lubię te słowa, co nic nie znaczą 
zielone i miękkie mgłą 
a czasem 
chmur szarość wieczorną przypominają 
to moja ojczyzna rozkwitająca 
w warg uniesieniu 

lubię tych słów kształt 
po których błądzisz palcami 
nie znając ich 
to ojczyzna miła 
moje ciało literami 
rozkwitające 





niedziela, 15 stycznia 2017

niedziela, po sieście

była cudowna, te dwie godziny muzyki ciągle mnie wzruszają. szczególnie zimą, kiedy się robi coraz bardziej szaro, herbata grzeje, kot mruczy. mój kot lubi siestę;) lubi te błogie dwie godziny nicnierobienia, kiedy nic się nie dzieje. każdy leży i on z zapałem towarzyszy temu leżeniu. gdyż tak naprawdę w życiu (kota) nie ma ważniejszej sprawy niż leżenie. wygodne miejsce, twój koc (będzie idealny) Filemon angażuje się tylko w kilka spraw: sprawianie by go wszystkim czestować, co można zjeść (skoro jem to ja, on też będzie to jadł), miauczenie o świcie (godzina 4 rano jest perfekcyjna) pilnowanie, sprawdzanie swoich ludzi (wchodzenie i wychodzenie z łazienki, a najlepiej kąp się przy otwartych drzwiach) wymiałkiwanie drapania szczoteczką (któremu się zresztą szybko ulega) i spanie przerywane drzemkami.
Gdybyśmy brali przykład z kotów nasze życie było stanowczo bardziej przyjemne;) ale osiągnięcie takiego stanu zen nieudolnemu człowieki zajmuje wiele z życia, a czasem nie nauczy się tego nigdy.
ale na szczęście mamy cudownych nauczycieli.

niedziela po sieście z tracy chapman płynie cudownie. za oknem śnieg, a w domu dużo pięknej muzyki. takiej, przy której nie chce się myśleć o zimie. dziś kiedy myślę, to myślę o czytaniu
(przeplatam marininę (która chyba nie jest tak dobra jak bym chciała) i mendozę (wciąż) i martwię się kiedy ja to wszystko przeczytam. po kolacji jeszcze kilka stron.

niedzielo byłaś piękna


wtorek, 10 stycznia 2017

10 stycznia

10 dzien roku, popoludnie tak sobie siedzimy z filemonem . on mruczy i grzeje, wszystko sie ulozy tylko musze cie udeptac:) we wszechwiecie nie ma piekniejszego dzwieku od kociego mruczenia.
w ogole jest to niezadowna metoda na wszystkie troski i smutki.
nie narzekam na swoje życie, mimo kry i lodu. teraz powoli one ustępują. to daje nieśmiałą nadzieję, że ten rok będzie cieplejszy i milszy. będą w nim książki i wiele dobrej muzyki (pomijając ostatnią siestę z zastępstwem) i może (w końcu) dobre zmiany, bez wyrywania mojego świata z korzeniami.

nie chce niczego wyrywać z korzeniami, ale czy na pewno warto, by coś samo usychało?
 czasem takie usychanie ma sens, z perspektywy czasu. i wtedy można zacząć mysleć o czymś innym. a czasem nad tym, co uschło chce się płakać z żalu. niektóre rzeczy w ogóle nie pielęgnowane i tak trwają i są. a może to  n i e  d o b r z e ?

niech już tylko pójdzie sobie ten ekstrymalny chłód i brzydka zima. chociaż ogrzewanie się herbatami jest całkiem miłym zajęciem, to jednak fajnie byłoby wyjść z domu i nie iść sobie pbez towarzystwa szczypiącego mrozu i co gorsze(!) ohydnego smogu.
także jestem gotowa do przyjęcia wiosny;) (w realistycznej perspektywie jest śnieg, ale nie ważne)

z planu 52 książek na ten rok; doczytałam 3 z poprzedniego roku, w tym genialną opowieść o Simonie Kossak. A teraz zupełnie noworocznie czytam znowu Mendozę (jestem fanką jego poczucia humoru) i w perspektywie jest marinina,, egzekucja w dobrej wierze" i neponset osieckiej. no i coś jeszcze, ale jestem daleko od szafki z ksiażkami.
lubię takie plany, wyjątkowo mnie uspokajają.