środa, 23 listopada 2016

jeszcze listopad

w środku tygodnia listopad wybuchnął wiosną. może trochę w czasie odwlecze się śnieg.
oczywiście śnieg pięknie wychodzi na zdjęciach. w tle i na pierwszym planie. a teraz raczej tylko suche gałązie. ale mamy słońce, a to znacznie rozjaśnia dzień do 15 można się cieszyć.
ciemne popołudnie jest książkowe. i znowu kryminał (ale jak, późna jesień bez?) nie mogłabym.
popołudnia te mają swoje uroki z kotem i herbatą. od czasu do czasu z wyprawami do kuchni.
to nie są zmarnowane minuty czasem wychodzi się z bajaderką w ręce (efekt zakalca;)
a czasem z jabłkiem (takie mgliste postanowienie o zmniejszeniu ilości cukru w diecie)
dziś będą placki z kefirem na obiad (to znacznia utrudnia sprawę, przecież nie da się ich jeść bez cukru pudru) mają one swój urok,któremu trudno się oprzeć.

słucham wywiadów nogasia na stronie wyborczej. i cieszę się, że tam jest.

tymczasem kieruje się do kuchni. ktoś musi zrobić obiad (aby niektórzy mogli się wylegiwać w łóżku przez pół dnia, jak filemon- mistrz nieskończonego relaksu;)



piątek, 18 listopada 2016

piątek w połowie miesiąca

listopad z tego roku zawsze będzie mi się kojarzył z chlebem. pierwszym upieczonym przeze mnie.
potem drugim. z zapachem i rozgrzaną kuchnią. tym bardziej, że to prawie lodowaty miesiąc.
ja marznę ciągle, jestem ciepłolubna i zimą marzę o bilecie do ciepłych krajów. potem przychodzi lato i zmieniam punkt widzenia;)

listopad jest też miesiącem książki hiszpańskiej.  był cabre i jego cień enucha który  był powieścią doskonałą.  patrząc w bibliotece na półkę z literaturą hiszpańską bardzo chciałam wybrać coś co mnie nie zawiedzie, ale też trochę rozbawi, zabierając z świata melancholii cabre; mendoza i jego sekret hiszpańskiej pensjonarki to tak cudownie zabawna opowieść (trochę podobna do najlepszych kryminałów chmielewskiej) abstrakcyjne poczucie humoru autora genialnie poprawia nastrój w najciemniejsze listopadowe wieczory.

no i wrócił Marek Niedźwiecki z Australii, cieszę się, bo znowu jakby wszystko na swoim miejscu.
jedną listopadową markomanię miał Kydryński i to było mistrzostwo świata. i należało to odnotować że takie piękne dwie godziny poza niedzielą miały miejsce. i zachować w pudełku;)
i On lubi Szymborską. O której trochę ostatnio zapomniałam (ze względy na brak współpracy na linii ja- muza poetycka) a której to przypomnienie, przypomniało mi, że tak umiem (nadal) pisać wiersze i wcale to nie są takie złe wiersze (jakie sobie już prawie wmówiłam;p)

idę po herbatę i potem prosto do hiszpanii;)














piątek, 4 listopada 2016

w środku piątku

w środę w radiu śpiewała Agnes Obel jej melancholia i zaduszki komponowały się idealnie.
bo ona tą muzyką otula ciemne i czarne listopadowe wieczory. citizen of glass zaczarowuje zimną jesień. jest piękny, chyba.

poza tym czasem robię zdjęcia liściom, zimnym i mokrym od deszczu. ta jesień mnie przygnębia ze swoim prawie zimowym nastrojem. a liście są jeszcze kolorowe i jest ich jeszcze dużo, chociaż większość opadła. lubię im się przyglądać z bliska. zdarzają się ułamki słońca, wszystko trochę mniej ciemne.

i czytam cabre, dla niego zreztą zostawiłam wszystkie inne książki. to nie było wyzwanie, po prostu spędzanie czasu z jego prozą to jak nieustanne wstrzymywanie oddechu z zachwytu. każde słowo w tej orkiestrze powieści ma swoje nie przypadkowe miejsce. lubię kiedy literatura jest przemyślana.

będę piekła rogaliki, ostatnio niewiele się dzieje w mojej kuchni. z okazji piątku, listy, św. marcina
i weekendu.