sobota, 29 października 2016

w sobocie o radiu

nie lubię kiedy burzy mi się świat. kiedy wszystko w radiu tak dobrze się ze sobą komponuje.
i każdy głos, który mówi jest oczekiwany. nie lubię zmian, szczególnie tych, które psują, to co było dobre. i tak jest mi przykro, że michał nogaś odchodzi z trójki. dziś było pożegnanie w radiowym domu kultury byłam wzruszona, to było takie ładne. smutno, że to koniec.
To dzięki Redaktorowi spotkałam się z powieściami Cabre. nigdy tego nie zapomnę.

dobrze, że jest Siesta, moje niedziele dzielą się na te, w których ona jest (te piękne i nadzwyczajnie cudownie muzyczne) i na te, kiedy jej nie słucham (te mniej piękne)

ciągle jakieś kłopoty w rzeczywistości. wszystko na opak. tam, gdzie ma być kreska, nagle tworzy się gwałtowna fala. i zamiast skupiać się na rzeczach naprawdę istotnych i je spokojnie układać, wiecznie coś popsute. patrzę i nie wierzę, że niektóre rzeczy mogą mieć miejsce.
ale wysnuje sobie spokój, pewnie też. taka końcówka października, który miał być lepszy. jednak w tym roku niewiele rzeczy jest dobrych. raczej wiele ostatnich i nie udanych.

na pocieszenie znowu powoli, niespiesznie piszę wiersze. och, jak to pięknie się pisze.
po długim okresie nieznośnej ciszy jest to rodzaj mikrocudu. sięgnęłam po mistrzowską poezję
Mistrza Herberta i w Jego wierszach odnalazłam (w końcu!) nastrój i słowa pobudzające moją poezję.

tymczasem powolna trochę sobota trwa, w tle muzyka z poprzedniej siesty. idę po książkę, chociaż na chwilę.





wtorek, 25 października 2016

jasne i ciemne

cały październik otulony mgłą. cały październik taki ciemny. na przemian mokro i zimno.
o każdej porze światło elektryczne. książki czytam znowu Cabre, dla niego odłożyłam wszystko, co czytałam, żeby znowu pobyć w jego świecie. uśmiecham się to dobra lektura. (cień enucha)
a że wszystko mgliste i raczej ołowiane na zewnątrz jeszcze lepiej te książki smakują,

w kuchni ciągle zupy kremy- to najgenialniejsze zupy na świecie. lubię, kiedy w nich dużo warzyw jest gładko zmiksowanych. z soczewicy, brokuła i cukinii.
 od czasu do czasu ciasta. w niedziele szarlotka, chociaż nie zachwycała po wyjściu z piekarnika, to przyjemnie się ją je. lubię jabłka, szczególnie te ukryte w cieście.

przed ciastem (dla duszy) trening (dla ciała) a potem placki z cukinii i cabre na miły wieczór.
takie rzeczy po kolei lubię kiedy się wydarzają, to mnie uspokaja. inne ciągle się burzą.


czwartek, 20 października 2016

październikiem popołudniowym

chciałam zapamiętać z tego października piękne złote liście. i piękne jesienne słońce.
dziś stałam z parasolką w ręku, nogami trochę tonąc w kałuży (dobrze, że mam ładne kalosze;) i robiłam zdjęcia liściom, charakteryzował je uparty brak ozdób w postaci promieni słonecznych. za to bardzo równomiernie i monotonnie padało. jest w tym jakiś spokój, w tym deszczu.
jest taki mały plusik tej pogody można delektować się towarzystwem książki oraz kota (chociaż kota, to bez względu na aurę;) i być pod kocem.

a poza tym jesienią taką tak miło włącza się piekarnik  piecze i gotuje.
może jutro zrobię szarlotkę. a tak to raz były ptysie (bardzo się bałam kulinarnej katastrofy, a jednak
wyszły piękne i na pewno jeszcze do nich wrócę.) tylko wcześniej muszę opanować trudną sztukę jak nie ubrudzić całej kuchni ciastem;) i knedle- uwielbiam je, są pyszne. nic mnie tak nie cieszy jak ta kulka ciasta ze śliwką w środku oblana gęstą śmietaną i cynamonem.

a w muzyce też ładnie. (tylko cały czas żałuje, na trójka zrezygnowała z 3 wymiarów gitary)
za to jest nowa płyta Kings of Leon, która sprawiła, że znowu chce ich słuchać.
no i piękny Aksamit Anny Gacek- idealny na ciemne jesienne wieczory.

tymczasem koniec kocykowania, czas zadbać o formę:)




wtorek, 4 października 2016

wtorek w październiku

jesień się zachmurzyła, ochmurzyła. kłębiaste ciemne obłoki suną leniwie po niebie.
słońca raczej mało i jakoś rzadko. teraz świeci, ale tak bardzo jesiennie z szumem liści w tle.
ostatnio świat ciągle mi się taki szary wydaje, o a teraz znowu liście szumią.


w czytaniu jakieś niezrozumiałe zaległości. kłębią mi się książki wszędzie.
za to w poezji mojej pusto. i ta pustka jest niepokojąca. co nie znaczy, że  będzie zawsze, czekam na zmianę. prowadzę wewnętrzne przygotowania do wzięcia się w garść powinny dać jakiś efekt (nie tylko w dziedzinie tworzenia wierszy)
w muzyce istnieją u mnie tylko dwa zespoły (poza tym trójka, ale to tak tylko przypominam;)

literacko jestem w Islandii z A. Indrioasonem  Hipotermią im dłużej Go czytam, tym bardziej mi się przypomina, dlaczego mi się nie podobał wcześniej za bardzo. najwyraźniej to była szansa na wyrost. albo kwestia tłumaczenia.
czasem  bywam w Nowym Yorku z Paulem Austerem i Trylogią nowojorską nie wiem jeszcze jak międz nami będzie.  Z USA niedaleko do Kanady, gdzie spotykam się z Alice Munro i jej tomem opowiadań Uciekinierka lubię ją niezależnie od tego co napisała.


kings of leon (chociaż miałam już okres, że nie słuchałam ich wcale, to teraz wraz z nową płytą chce ich coraz więcej) cheap tobacco (przypadkowo wyszerpane w internetach, kawałek czasu temu, ale ciągle podoba mi się tak samo #dobrebopolskie ;)