piątek, 21 listopada 2014

na mglistą jesienność proza poetycka

W listopadzie przytul mnie książką. Przytul mnie miękką historią spowitą we mgle. We mgle rozkosznej historii która zabiera mnie w nierzeczywistość. Wyobraźnia pochłania ponurość, zapala światło. Na niej buduje dom na piasku, lecz lubię mój dom wyobrażeń. Lubię mój dom, choć nie istnieje, wyobraź sobie dom zbudowany ze słów.
A ja chcę miękkości słów policzalnych, słów rozkosznych mających linie kręgosłupa. Słów nabrzmiałych od znaczeń ukrytych pod powierzchnią. Rozbieram je z  dosłowności i jaskrawości.

Słowo staje się przebłyskiem jasności. Gaszone i zaświecane, unoszące się i opadające jak w teatrze
cieni. Słowo to cień błyszczący w ciemności. Rozpostarte na brzegu ciała. Słowo przecież pochodzi
z ciała.

Listopadem mnie otul w wierszach zamknij i otwórz ustami. Rozkołysz wyobraźnię późno jesiennymi  malinami. Ich  szron czerwieni się na wargach o smaku nieskończoności ciała.
Otul mnie słowem, szeptem co zwilża suchość malin.
Słowo pochodzi z ciała. Jestem ciałem z słowa zbudowanym. Wszystko to łatwopalne, ulotne
rozpustnie rozhuśtane między palcami, z wyobraźni wyssane.

W listopadzie pachnie słowem... oprócz deszczu, skruszałych liści zmiętych i pomiętych nie do wyprostowania. Czy można je wysuszyć?
Rozebrane drzewa stają się głęboko czarne z ramionami czułołamalnymi. A niebo ostatecznie zasnuło się szarością. Pod szarym niebem dzień i noc.


Rozgryzam językiem smakowitość malin. Rozgryzam językiem kwaśność owoców, przygryzam wargi- to szept poezji. To szept poetyckiej prozy smakującej kwaśnym, lekko gorzkim owocem.
Rozgryzam językiem smak poezji, przygryzam usta ukrwione szronem z malin.

Się ściemnia. Ściemnia się.














wtorek, 11 listopada 2014

Z mojej półki: Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa

Jako, że lubię łączyć różne wątki i nici w kulistą całość, pozwolę sobie na małą dygresję, a propo innych dzieł Murakamiego. Poza tym jestem pod wpływem muzyki. Muzyki z Magla Wagli, a wiecie (już) że ta muzyka wywołuje specjalne natchnienie. Porusza kreatywność, ależ ja nie o tym. Wracam do książek. 
To nie jest moja pierwsze spotkanie z autorem. Jego powieści, co prawda, dość nieregularnie, ale przeplatają się w moich czytelniczych wyborach. Wracam do Niego i to są udane powroty.
Zaczęłam od Przygody z owcą- pamiętam, że nie od razu ją rozgryzłam i nie od razu poczułam ten specjalny klimat, ale ostatecznie kliknęło. Pełna absurdalnych sytuacji, nadzwyczajnych umiejętności bohaterów i sytuacji, które w zwykłym świecie się nie zdarzają. Na tym polega cały jej urok, że zostaje się zabranym w zupełnie niesamowitą podróż, podczas której, wyobraźnia przestaje mieć jakiekolwiek granice.I to jest to co najbardziej lubię- gra z wyobraźnią czytelnika:)
                                                   
Potem odkryłam Rok 1Q84 w 3 tomach. Od zawsze mam słabość do rozbudowanych historii, niekończących się na jednej książce. Tu Murakami skupia się na trudnych tematach- sekt religijnych i wszystkich paskudnościach wynikających z przynależności do nich i ich istnienia. Porusza trudny temat przemocy wobec kobiet. W tle już łagodniej, choć odrobinę inaczej, niż u wszystkich, uczucie, które obudziło się po latach wielu między Aomame i Tengo. Seryjną morderczynią i zwyczajnym mężczyzną.
Poznali się w podstawówce, a spotykają po 20 latach...

Czytając jego książki jestem trochę głową w kosmosie wyobraźni, a nogami lekko dotykam ziemi.
To dość abstrakcyjne uczucie, ale chyba idealnie opisuje historie przez Niego stworzone.
I jeszcze jedna dygresja zanim przejdę do głównego tematu- bardzo żałuje, że Murakami nie został obdarowany Noblem. Choć, to na pewno negatywnie na jego twórczość nie wpłynie...

Wracam do Bezbarwnego Tsukuru Tazaki  jest to w przeciwieństwie do wyżej opisanych najbliższa rzeczywistości i realizmowi książka japońskiego autora? tak, chyba, tak.
To powieść, przy której przystawałam od czasu, do czasu. Nie połknęłam jej od razu, mimo to podobała mi się. Wiele w niej  muzyki poważnej, końców relacji, końców etapów życia. Zresztą muzyka rozszyfrowuje tytuł.
Na pierwszym planie, czy też najważniejszą planetą jest Tsukuru. Na początku bliski samobójstwa i załamany po utracie czwórki przyjaciół z LO ( z którymi utrzymywał kontakt mimo przeprowadzki z rodzinnej Nagoi do Tokio) którzy bez wiadomego mu powodu zrywają z Nim kontakt. To wydarzenie negatywnie wpływa na kształtowanie się jego poczucia własnej wartości i pewności siebie. Żyje trochę jak pustelnik w swoim tokijskim mieszkaniu. Kończy studia, zaczyna pracę w firmie budującej dworce (w ogóle dworce są jego największą pasją) ale nie tworzy bliskich relacji z ludźmi. Przez chwilę w swoim życiu ma przyjaciela, do którego się zbliżył (słuchają razem muzyki, dyskutują o książkach, czy też chodzą na basen) jednak to też się w pewnym momencie urywa. I tak znowu zostaje sam.
W tej powieści jest dużo samotności (może dlatego, tak dobrze się przy niej czułam) pojedynczości, ale to wcale nie sprawia, że jest smutna.
W pewnym momencie życia pod wpływem Sary, z którą Tsukuru zaczyna się spotykać, postanawia spotkać się z dawnymi przyjaciółmi i rozwiązać zagadkę zerwania przez nich z nim kontaktu. Wybiera się w podróż do rodzinnej Nagoi i Finlandii, gdzie mieszka jedna z dawnych przyjaciółek... to spokojna przygoda, przygoda w stylu Tazakiego (którego trudno nie polubić) gdzie nie ma szalonych i nieoczekiwanych zwrotów akcji, to podróż w głąb siebie. I nic więcej już nie zdradzę! chyba rozsypał mi się worek ze słowotokiem.
Przestaje, uspokajam się i przejdę do zakończenia, które jest grą niedomówień. Podobało mi się to, że pisarz zostawia historię bez jednoznacznej odpowiedzi.

Myślę, że będę czytać nadal Murakamiego, lubię jego świat. Jego specyficzny styl i lekką egzotyczność jego książek:)

Do następnego razu:)




sobota, 8 listopada 2014

Moje poetyckie korzenie

Dalej trwam w stanie bycia słowoczułą. We krwi mi płynie słowo, sobota jest idealnym dniem by pisać.
Pisać wiersze, za oknem ciągłe ciemno, deszcz, a ja rozwijam zwoje wyobraźni.
Wena pozwoliła się obłaskawić pod wpływem Poświatowskiej i absolutnie genialnego Curly Heads.
Lubię kiedy ktoś mi tak śpiewa...
A więc mam wiersze dwa. Zupełnie nowe i dojrzałe do wydania na świat, by wypuścić korzenie.

Ta muzyka porusza wszystko, co najlepsze. Ta piosenka porusza najgłębsze rejony wyobraźni, te przeważnie nienaruszone, stają się materialne i pisemne. HouseCall  wszystkie łatwopalne myśli
przeobraziłam w zdania.

Akt pierwszy:



cała kruchość
źdźbła trawy
co łamie się pod ciężarem
wszechświata
usychaniem celebruje życie

cała kruchość ciała
przeźroczystość skóry
naga między policzalnymi
palcami łamie się
pod ciężarem wszechświata
celebruje krwi krążenie

cała kruchość wszechświata
kwitnie pod moim oknem
bym mogła zrywać ciężkie liście
w pył je zmiażdżyć dłonią lekką 

Akt drugi:


jesteś pod moim oknem
drzewem
drzewem rozebranym do nagich
konarów

rośniesz pod moim oknem
usychasz w  zieleni

w procesie fotosyntezy
tworzą się wszechświaty
Twych ramion

jesteś pod moim domem
drzewem które w oknie
odbija mój cień

w procesie fotosyntezy
tworzą się wszechświaty
naszych korzeni


 Miłej lektury!




 

czwartek, 6 listopada 2014

Kadr dnia: wiersz


znikanie serca 
gdy staje się monotonne
zatrzymuje krwiobieg

znikanie serca jak
przekraczanie ciała na krawędzi
to krawędź
z n i k a n i a
TO
wielobarwność krwiobiegu
monotonna w swej
czerwieni

jestem sercem
znikanie to mój akt życia



poniedziałek, 3 listopada 2014

Z mojej półki: Miłość dobrej kobiety Alice Munro

To moje następne spotkanie z Noblistką, miło spędziłyśmy razem popołudnie w niedzielę. Zaprosiła mnie do swojego świata ukrytego w tomie opowiadań Miłość dobrej kobiety, do świata krótkiej formy. Z przyjemnością zamknęłam za sobą drzwi, uciekając w jej opowieści przed listopadowym schyłkiem jesieni.

Jestem tu pośród plonów, które jesienną porą wydały piękne owoce. Słowa w jej opowiadaniach są jak  zbiory owoców w skrzyniach ułożone i czekające na chwile relaksu, aż ktoś je zje;) Każda z tych skrzyni zawiera inne opowiadania złączone, jak zwykle, motywem kobiety.

Jestem tu wśród słów, których sama bym nie napisała. Moje słowa ciągle dojrzewają, pilnuje ich by nie uschły. Munro wywiera na mnie nieustanne wrażenie, za scalanie pojedynczych fragmentów, w jedną całość.
W całość, która jest, w gruncie rzeczy właśnie, krótką formą pisarskiej ekspresji. Krótką, ale po mistrzowsku skonstruowaną.

Przechadzam się razem z autorką po kanadyjskiej prowincji. Zaglądam do domów, obserwując życie kobiet. Każda z nich opowiada swoją historię życia. Historię utkaną z rzeczywistości, wszystko to może wydarzyć się naprawdę, nie tylko w wyobraźni. Miłość dobrej kobiety ma różne barwy. Bywa smutna, wzruszająca, ale też lekko ironiczna.

Czytanie tego zbioru to literacka przyjemność. To jedna z tych autorek- noblistek, co do których, nie mam wątpliwości, że będę wracać. Wracać by smakować słowo o wielowymiarowym smaku.

Do następnego razu:)