piątek, 15 listopada 2013

Coś listopadowego


zestaw do kameralnego relaksu:)
książkowe love! 

 porcelanowe kocury:) mój żywy ukochany futrzak nie lubi pozować do zdjęć. 

 owocowo- jarzynowa natura:)

ulubiona stacja radiowa:)


I na koniec odkurzona piosenka z mojego prywatnego archiwum:


środa, 13 listopada 2013

Z mojej półki: Henning Mankell

Jestem molem książkowym- kocham książki!
Nic innego na słowo wprowadzenia mi nie przyszło
do głowy- w każdym razie to jedno zdanie jest kwintesencją mojego stosunku do literatury:)

Nie rozumiem tej części społeczeństwa, która nie lubi książek. Nie rozumiem jak można nie czytać w ogóle lub parę  na rok- to woła o pomstę do biblioteki! Kiedy słyszę te zatrważające statystyki-
przewracam oczy i czuję się głęboko zażenowana.

Książek czytam jeśli mam dużo czasu około 5 na miesiąc, a jeśli mniej to 3- i czuję się dumna, że jestem po stronie czytających!

 Słowo buduje wyobraźnię pozwala zajrzeć do nieistniejącego świata- mniej lub bardziej zbliżonego do rzeczywistości. Każdy gatunek pełni inną funkcję
(ale o tym następnym razem) Poza tym dzięki książkom można trochę zapomnieć o rzeczywistości ( często im bardziej coś mi się nie układa uciekam w świat literatury).

Słowo wstępu m się rozbudowało- a dziś chciałam się zająć Mankellem. Powiem to od razu przeczytałam wszystkiego napisane przez niego książki:D (inaczej nie byłabym sobą!)

Cykl o Wallanderze trzymał w napięciu od pierwszej do ostatniej części serii. Kryminały były utrzymane
w monotonnie  mrocznej aurze skandynawskiego krajobrazu i pogody. Nastrój książek za to jest bardzo
zmienną sinusoidą (ładnie brzmiące słowo o matematycznym rodowodzie): mamy rozbudowaną fabułę, szczegółową analizę postępów książkowego śledztwa i analizę motywów zabójcy.

Powieści spoza cyklu oscylują na granicy kryminału, ale i socjologicznej analizie społeczeństwa.
Mamy zimny skandynawski krajobraz i gorącą Afrykę. Lektura wciągająca, ale dosyć ciężka
jeśli chodzi o poruszane tematy.

Włoskie buty są... spokojne i wyciszone. To książka zaskakująca cicha i spokojna.
O miłości , samotności, przebaczeniu i życiu w mikrospołecznościach. Ludziach żyjących
na wyspach, czy w lesie daleko od miasta. Brak tej książce napięcia charakterystycznego dla
jego poprzednich powieści. A mimo to kończy się ją szybko i niepostrzeżenie.
I myślę, że to jest najlepsza rekomendacja:)



środa, 6 listopada 2013

Deszcz

Deszcz- K.I.Gałczyński

Mówiłam tobie już pięćdziesiąt kilka razy,
żebyś już poszedł sobie, przecież pada deszcz,
to przecie śmieszne takie stać tak twarz przy twarzy,
to jest naprawdę niesłychanie śmieszna rzecz,

żeby tak w oczy patrzeć: kto to widział?
żeby pod deszczem taki niemy film bez słów,
żeby tak rękę w ręku trzymać: kto to słyszał?
a przecie jutro tutaj się spotkamy znów-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
no, nawet jeśli trochę pada, to niech pada-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
nas chyba tutaj zaczarować musiał deszcz.

II

Na Żoliborzu są ulice takie śliczne
takie topole, a w topolach wiatr,
gdy przyjdzie wieczór, świecą światła elektryczne
i tak mi dobrze, jakbym miała osiem lat.

Mówisz: ,,Kochana!" Ja Ci mówię: ,,Mój Kochany!"
i tak chodzimy i na przełaj, i na w skos,
a w tej ulicy, która idzie na Bielany,
jest tyle świateł, jakby Szopen nucił coś-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
no, nawet jeśli trochę pada, to niech pada-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
nas chyba tutaj zaczarować musiał deszcz.

III

Ja na początku przez 3 lata byłam w Łodzi,
a teraz tutaj mam posadę w AWF,
i byłam sama, potem zaczął on przychodzić,
pracuję w radio, muzykalny jak sam śpiew.

Więc z nim piosenki sobie czasem różne nucę,
on czasem skrzypce weźmie, na nich dla mnie gra-
a co wieczora na Żoliborz autobusem
do tej topoli, która nas tak dobrze zna-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
no, nawet jeśli trochę pada, to niech pada-

i tak się trudno rozstać
i tak się trudno rozstać
nas chyba tutaj zaczarować musiał deszcz.

Gałczyński wzrusza mnie nieustannie. Pisze tak lekko, słowa splatają się ze sobą jakby 
to było najprostsze na świecie napisać wiersz. Zbliżam się do poetów, którzy pisali 
o prostych, zwyczajnych rzeczach. O lecie, deszczu, mieście- a ja wstrzymuje oddech 
z zachwytu, że tak można operować słowem. I patrzę i chcę więcej...
I wzdycham... chcę tak pisać. 
Chcę być wielką poetką polską! 

No i piosenka na koniec... 









niedziela, 3 listopada 2013

Niedzielne obrazy:)

Siedzę od dłuższego czasu w kuchni słuchając radia. Otwarłam sezon na Siestę:)
późno jesienne i zimowe niedziele to najlepsze chwilę by słuchać tej cudownej muzyki.
Z takim widokiem za oknem:
muzyka jest bardziej magiczna niż gdy widok jest jasny i słoneczny. Muzyka jest magiczna
na liniach łamiącego światła, szybko przechodzącego w ciemność. Każda pora roku ma swoją
muzykę są jej rodzaje, które lepiej smakują w lecie lub w świecącym słońcu. Są jej rodzaje, które
mają jedynie smak i zapach w takie dni jak dziś. Dziś gdy deszcz za oknem, książka w zasięgu
ręki ( Tyrmand Zły) do towarzystwa ze śpiącym kotem i herbatą z plastrem pomarańczy.
Uroki dni brzydkich też istnieją! choć brakuje roweru, och brakuje...
A tak się przedstawiają kocie poglądy na zaistniałą aurę. No bo przecież kiedyś trzeba odpocząć
po odpoczywaniu. Zresztą każdy wie, że życie polega głównie na odpoczywaniu:)

Istnienia herbaty z pomarańczą nie mogę udokumentować tym razem- już wypita:D