niedziela, 13 września 2015

Kadr dnia

Niedziela tak jak lubię najbardziej dzisiaj mi się nadarzyła. Siesta w głośnikach (nic mnie tak nie relaksuje jak głos Marcina Kydryńskiego, ale przede wszystkim tu chodzi o muzykę!) bez pośpiechu, wszystko jak w zwolnionym filmie. Bez potrzeby przyspieszania fabuły. Tu wszystko się dzieje, ale stać nie musi.
Gdzieś cichutko we krwi krąży mi wiersz, czuje że dojrzewa, ale nie wiem jeszcze o czym będzie.
Bardziej z namysłem piszę, czasem drążę jeden motyw długo i wcale mi się nie spieszy.
Nie musi, mogę się zatrzymywać przy jednym obrazie na nieskończenie długi czas. Jestem tu sama tylko ja i słowo. Czasem nie dotykam niczego. Dzisiaj tylko głaszczę litery po brzegach.
Słońce przestało parzyć, nareszcie grzeje, po prostu. Takie je lubię najbardziej. Na wyciągniecie ręki ciepłe futro kota.

Paradoksalnie za to ten krzyczący we mnie brak czasu, nie przeszkadza w pochłanianiu kolejnych książek. Ale one są jak tlen, a przecież oddychanie to funkcja podtrzymująca życie, czyż nie?
Podobno czytanie zmniejsza stres, więc tym bardziej należy się temu uzdrawiającemu zajęciu oddać;)

Ale teraz nie myślę o zegarze, ani minutach, które są jak karuzela w Wesołym Miasteczku pędzą bezustannie w sobie tylko znany kierunku.
Wykrawam z rzeczywistości chwile powolne i zaczynam być w tym coraz lepsza, to fascynujące zajęcie wykradać je  z czasu. Takie mini pocztówki do kolekcji.

Jeszcze spokój tli się w powietrzu, czas zajrzeć co tam słychać u papierowych przyjaciół:)

środa, 22 lipca 2015

Kadr dnia wiersz

Miałam na myśli ten wiersz już dawno, napisałam kilka pierwszych wersów, po czym zostawiłam go na jakiś czas by dojrzał. Z surowej, kwaśnej zieleni wyrósł wiersz pełen czerwieni i (wreszcie) spójności.

moje ciało jest ziemią na której dojrzewają maliny
moje ciało to ziemia poetycka
ziemia z liter niejednorodna

uginają się gałązki pod ciężarem słodkich malin
zbierasz moje ciało do koszyka
w rosę poranną zdobne
mgłą dekorowane są maliny
gdy dotykasz palcami owoców unoszą się
i opadają pod ciężarem ciała

moje ciało jest ziemią na której
dojrzewają maliny
byś wziął mnie do ust całą
w słońcu dojrzałą
o słodkim smaku ziemi nabrzmiałej
dotykiem

gdy zapada zmierzch
słodki smak malin wzmaga się
i pragnę być dotykana
i chcę być ziemią pełną
linii papilarnych Twych palców

A wszystko to z powodu istnienia na świecie Leśmiana i malin (które są najbardziej zmysłowymi owocami na świecie)

środa, 15 lipca 2015

Pocztówka z wakacji










Cała zieloność, chciałoby się tam być bez końca. W tych chwilach spokojnych rozsnutych na trawach i polach, które leniwie rozciągają się w nieskończoności. Nad słońcem złotym spowitym w puszyste chmury. I cisza, której nie ma w mieście, której nie da się ukraść. Te poranne dzwonki owiec wychodzących na pobliską halę (one są takie cudne...)
W zasięgu wzroku tylko zielone wyspy drzew zdobne w odbicia lustrzane. A to wszystko udekorowane przypominającymi się nieustannie wersami z Leśmiana  jego najpiękniejszych wierszy... 
A na dodatek pocztówka dźwiękowa:) Alabama shakes i Mumford&Sons i nie trzeba dodawać nic więcej, przecież. 



czwartek, 2 lipca 2015

Jestem

Przerwa się przeciągnęła do wielu tygodni, och nie wiem czy teraz, tak nie będzie.
Ale jestem od czasu do czasu, biorę słowo na warsztat. Piszę sama się sobie dziwię (momentami) że się nadal udaje, mimo bycia pochłoniętą przez rzeczywistość. Boże, tonę w betonie...
Na szczęście od dwóch miesięcy czytam biografię Szymborskiej ( warta przeczytania)
Pamiątkowe rupiecie i Pani Muza się we mnie budzi z zimowego przedłużonego snu. Więc jestem cała i zdrowa i poetycka:) zaraz też zaprezentuje efekty.
A wracając do biografii normalnie (czytaj będąc bezczynną zawodowo) połknęłam bym ją już dawno, o z pewnością, gdyż książki świetnie wypełniają pustkę (każdą) więc wolny czas również.
Na szczęście czasu miałam jak na lekarstwo (i mól książkowy mój wewnętrzny usychał, prawie)
więc o lekturze napiszę później. Teraz moja bezczynność zawodowa jest krótkotrwała i niedługo się kończy i w związku z tym spokojnie i z przyjemnością wypełniam ją czytaniem...

Dobrze, koniec tych wywodów i wstępów, czas na wiersz:

sięgam by dotknąć niebieskich skłonów nieba
by dłoń ranić o brzegi nieskończoności kosmosu

gwiazdy starte w pył rozpraszają
strukturę nieba

a ja kometę chcę strącić z nieba
rozetrzeć ją by błyszczała
blaskiem nieśmiertelnym

gwiazdy starte w pył rozpraszają
strukturę nieba

Do zobaczenia!

sobota, 2 maja 2015

Z mojej półki: Wisława Szymborska Czarna piosenka

                                                             

Długi weekend to idealny czas na poezję,szczególnie na poezję Szymborskiej, którą lubię od lat. Była chyba moją pierwszą poetycką fascynacją. Taką prawdziwą, która inspirowała do pisania własnych wierszy.
Czarna piosenka otwiera nieznany i raczej skrywany świat pierwszych wierszy. To trudne w gruncie rzeczy doświadczenie dla poety odsłonić początki swojego warsztatu.Który dopiero zaczyna rozkwitać. Dlatego pewnie ten tomik ukazuje się po śmierci Szymborskiej. Nie jestem pewna czy Ona sama zdecydowała by się na ten krok.
Mimo wszystko cieszę się z tego uchylonego rąbka tajemnicy słowa.

Wiersze powstają w okresie lub tuż po zakończeniu II wojny światowej. Opisują ulotność piękna w zderzeniu z surowym i bezwzględnym światem. Przefiltrowane przez wrażliwość poetki. Przeplata tu jak w kadrach obrazy wojny, przyrody, codzienności. Jej poezja to rodzaj obserwacji rzeczywistości, co jeszcze pełniej widać w późniejszych wierszach. 


Kiedy czytam innych poetów, nie tylko Szymborską, zawsze wpływa to na moją własną twórczość. 
I jeśli jest akurat uśpiona trochę ją rozbudza. Rozbudza na nowo pragnienie pisania. 
Czarna piosenka poruszyła we mnie tą strunę. Przestaję patrzeć na pustą kartkę, tylko uruchamiam wyobraźnię.  Po zetknięciu się z tym tomikiem, czuję się poetycko ubogacana:) żałuje jedynie, że muszę go oddać do biblioteki (to będzie bolesne rozstanie;) 







wtorek, 21 kwietnia 2015

Kadr dnia: wiersz

szukam słowa namaszczam je śliną                                                 
ruchem palca prostym 
powołuje do życia 

wewnątrz pulsuje krew 

szukam słowa 
w nim ojczyzna moja 
bo to słowo sycące jak chleb 

szukam słowa w powłoce 
kamienia kruchego w środku 

rozkruszam w dłoni chleb 
by nasycić nim głód 
wielki głód słowa 

dwie wariacje na ten sam temat. O słowie wiersze pisze się inaczej. Chyba rozważniej i głębiej. 
To taki rodzaj pochwały dla samej poezji. Poza tym obydwa inspirowane są Szymborską 
(czytam Czarną piosenkę- zupełnie pierwsze utwory Noblistki) z pewnością warte odnotowania w osobnym poście, niebawem! 

wzajemnie próbujemy 
naszych słów 
próbujemy aż staną się 
smakiem gorzkim 

wzajemnie próbujemy naszych słów 
aż do smaku krwi gorzkiej
aż nam ten smak spowszednieje 

byśmy nie mogli rozpoznać 
tego lasu który zbudowaliśmy z liter 
by pozostał nieznany 




sobota, 28 marca 2015

Wierszem ciąg dalszy nastąpił

Dojrzewanie wiersza jest procesem. Ten powstał w dwóch aktach po pierwszym napisaniu wydał mi się zbyt chaotyczny, a teraz przybrał właściwą formę. Usunęłam nadmiar słów, który dodawał mu zbędnej ciężkości. Lubię harmonię w poezji ale też jej plastyczność, dodawanie słowom nowych znaczeń, tworzenie przypuszczeń i znajdywanie najmniej oczywistych skojarzeń.
Tu znowu wiersz bez tytułu bez konsekwencji powiązany z poprzednim.

jestem linią ciała
wszechświatów ziemskich
jestem linią ciała unoszącą się pod
dotykiem Twych palców 

pod wszechświatem warstwa  
wielokrotna chmur 
kontrastująca z twardą ziemią

jestem linią ciała nad
brzegiem wszechświatów 
ciemnych i głębokich 
byś mógł zanurzyć w nich dłoń 

ziemia jest szorstka i czarna 
w dotyku











poniedziałek, 23 marca 2015

Kadr dnia: wiersz

dla słów 
na litery  unoszące papier 
w próbie nadania mu kształtu ciała 
dla słów co unoszą język 
by ciała nie czynić łatwopalnym 
unoszę słowa do góry 
by dosięgnęły warg 
na krawędzi ust istniały 

dla faktury papieru
w próbie nadania mu kształtu ciała 
zamieniony w skórę
by nie czynić ciała łatwopalnym 
by uczynić je zdobne w ślinę 

istnieć chcę dla papieru 
by ciało przypominał 
by ciało zdobił krwiobiegiem 
atramentu 
dotykam ustami papieru 
jest miękki i płaski 

W międzyczasie wracam do poezji, znowu zaczynam pisać. Mam nadzieje, że na dłużej
pomysły na wiersze rozgoszczą się w mojej wyobraźni na dobre. 
Później pomyślę o recenzji książki, jest następna na liście. 




piątek, 13 marca 2015

Z mojej półki: Przyjaciółka z młodości Alice Munro

 Rozbłyskujące słońce na klawiaturze, bardzo rozleniwia. Ucina krótkie chwile zamyślenia, w tle tylko przemykają słowa, z których ma powstać spójny tekst. Ale się staram zebrać w całość.

Przyjaciółka z młodości podobała mi się, ale ja w ogóle lubię styl Munro. Czytałam ten zbiór opowiadań długo, bo ciągle w ręce wpadały mi inne książki, równie ciekawe... więc tak dojrzewałam sobie do niej. od czasu do czasu wracałam (głównie o najgłupszej porze na czytanie, czyli późnym wieczorem) żeby w końcu ogłosić dotarcie do ostatniej strony.

Jej opowiadania swobodnie unoszą się po powierzchni wyobraźni. Przeplata obrazy rzeczywistości dotykając z jednej strony zupełnie prozaicznych spraw, codziennych rytuałów, czasem wspomnień.
Autorka genialnie rozporządza całym wachlarzem emocji, bywa dramatyczna, melancholijna, a czasem zabawna. A wszystko to by opowiedzieć historie kobiet (bo to one u Munro są głównymi bohaterkami) historie miłości, tęsknoty, umierania, przypadki rządzące życiem.

Jedna z pochlebnych recenzji dotyczącej jej książek (już nie pamiętam autora) mówiła, że autorka tworzy ze swoich opowiadań małe literackie dzieła sztuki zawierając w nich wszystko, co najlepsze.
Wszystko, co najlepsze i co można stworzyć posługując się jedynie słowem. Słowem absolutnie wspaniale zawartym w krótkiej formie.

Wrażenia z lektury pozostawiają smak dobrze wykorzystanego czasu. To przyjemne obcowanie ze słowem, które uzależnia. Ja zawsze jakoś tak pod wpływem impulsów do niej wracam i czuję się jak w domu. Munro nie męczy ani dusi ciężarem nagrody ze Sztokholmu. Ona otwiera drzwi i zaprasza na prowincję w Kandzie. Aż chciałoby się zamknąć oczy i tam pojechać.


poniedziałek, 16 lutego 2015

Życiowe kartki rozdmuchane przez wiatr

Chyba ucieknę na bezludną wyspę! przydała by mi się bezludna wyspa do wynajęcia. trzaskanie codzienności zakłóca mój wewnętrzny spokój, czuję się jak zamknięta w szklanej kuli, w której bez przerwy ktoś hałasuje. Ja lubię słuchać ciszy, lubię nawet jej nieznośną przedłużalność. Przebywanie w ciszy mnie uspokaja i sprowadza świat do postaci szeleszczących kartek, albo naprędce spisywanych historii. Albo po prostu słucham muzyki. Muzyka to ten rodzaj hałasu, który odpowiednio skrojony pasuje mi zawsze. Ale kiedy ten hałas jest niedobrany zaczyna tylko irytować i urastać do wysokości szumu.

No cóż nie mam bezludnej wyspy, chyba że  ją sobie narysuje. Narysuje ogromnym pędzlem i tak przywrócę wyspę do rzeczywistości. I serce się uspokoi.
 Mój spokój jest za górami i jeszcze bardziej za lasami. Kto po niego pójdzie, skoro to tak
daleko? mogę się bez mapy zgubić po drodze... dlatego rysuje sobie palcem po stole.

Miałam schodząc na ziemię jedną nogą pisać o książkach. Jestem ciągle na etapie czytania "wszystkiego" i roboczego układania myśli. Lub ewentualnie zastanawiam się po raz kolejny, o czym była ta książka (jakoś nie mogę skończyć tej Przyjaciółki z młodości Munro rozwlokła się mi się ta lektura w czasie do granic możliwości- a już cierpię na głód nowych książek) i wtedy właśnie musi mi wykipić mleko na budyń i cały mój świat wraca na ziemię.
Pewnie dlatego, że ukradkiem czytam kryminał i jest zgrzyt na linii tematycznej.

Zajrzałam do mojego sekretnego zeszytu w styczniu przeczytałam całe 3 książki
(to i tak mało...) i jedną zaczęłam. To chyba i tak dobrze:) miałam więcej cisz.
A teraz jest ich mniej, coraz mniej, mało.

Znikanie sobie przypiszę, zanurzę dłoń w słońce. Wiosno przyjdź, w końcu!






środa, 11 lutego 2015

Kadr dnia: wiersz

na mgle 
we mgle 
nad mgłą 
szeptem 
szepczę prozę 
poetycką 

na mglistość 
rozpostarte słowo 
z jego wypukłością 
między palcami 

zamglistość  
u schyłku nieba
rozchyla ramiona 
jak słowa 
na mgłę 
we mgle 
na niebie 

 Wracam z pełnią słowa w ręku. U progu domu na krawędzi domu stoi słowo poetyckie 
chce je mieć, chce mieć wszystkie, nawet tych, których w wierszu nie zmieszczę. 
Wszystkie mogę włożyć między bajki, w książki by utopiły się w otchłani morza. 


piątek, 30 stycznia 2015

Między słowem

Nie mam natchnienia, chyba że odwracam właśnie kartkę na drugą stronę, wtedy myśli płyną strumieniem z podświadomości. Miałam układać tematy na następne posty, tak chciałam coś zaplanować. To takie odstępstwo od normy. A w tym samym momencie przypomniały mi się moje prozatorskie przemyślenia, które miały być już dawno utrwalone na papierze. Więc myślę dalej ciąg skojarzeń: owoc- sylwia plath- usychanie. Czytałam ją już dawno wiele książek temu, ale niektóre fragmenty bardzo zapadły mi w pamięć. Ten o drzewie był mi wtedy szczególnie bliski i co jakiś czas wraca ze zdwojoną wyrazistością. Ze zdwojoną ostrością. Czyżbym znowu zgubiła się wraz ze swoim życiem w jakimś następnym labiryncie? skądże znowu...

Stoję pod drzewem pełnym pięknych owoców sięgam po nie ręką, ale w ostatniej chwili rezygnuję i żadnego nie zrywam. Stoję i patrzę jak więdną i maleją i gniją. 
To ta rzeczywistość, która ze zdwojoną siłą kłuje, kiedyś pewnie odejdzie w zapomnienie.
Wyolbrzymia jak w soczewce mikroskopu wszystkie czarne myśli nie dające się tak łatwo wymazać.
Wykreślić po prostu. Wykreślić. Stoję koło drzewa i patrzę na owoce, które dojrzewały wiele lat, a ja czekam aż 
wszystkie uschną?! Aż zgniją. Gdzieś w środku myśli złych rodzi się bunt, by jednak nie marnować talentu, tylko zacząć pisać. Zmniejszyć rzeczywistość do rozmiarów wirusa, zmiażdżyć, to chyba dobre zakończenie? 


By drzewo jednak wydało owoc posłużę się na zakończenie moją poetycką twórczością
Wiersz z początków stycznia pod naporem myśli wywołanych, nie czarną rzeczywistością, ale
Leśmianem. A Leśmian pisał piękne wiersze, więc inspiracja bez czarnych rys.

czy jestem podobna zielonym trawom
czy jesteś podobny zielonym łąką
czy jesteśmy utkani z rosy
rosnę między źdźbłami traw
ku łące pnąc korzenie
jesteśmy oboje niepodobni do łąki
usychamy jak rosa

jak rosa jesteśmy nietrwali
przekwitamy w samo południe
unosząc się ponad łąki
na szczytach źdźbeł traw

czy jestem podobna
ze swoją zielonością do Ciebie
rozkwitam pośród łąk

czy jesteś podobny do mnie ze swą nieskończonością
a ja pośród łąk rosnę i czekam byś zawołał
mnie po imieniu choć głosu twego dźwięku
nie pamiętam




sobota, 17 stycznia 2015

Wejście w Nowy Rok


Wróciłam, mam nadzieję, że już na dobre. Zmaganie się z rzeczywistością, która stawia zacięty opór, wymaga mnóstwo czasu. Na razie się uspokoiła, wyciszam się, cały czas się wyciszam i uspokajam przyspieszone serce. Opanowuję nie dające się opanować piekące uczucie samotności. 


Literacko jestem usatysfakcjonowana, książkowo również. Przeczytałam absolutnie genialną Wnuczkę do orzechów Musierowicz- autorka zachwyca lekkością stylu i dowcipem. No i te cudowne opisy lasu i przyrody:) warto po nią sięgnąć. Jest to naprawdę miłe doznanie czytelnicze.
Zapewniłam jej dożywotnie pierwsze miejsce, w moim zeszycie mola książkowego (gdzie będę notować przeczytane lektury)Oczywiście z zamkniętymi oczami, mogłabym wyrecytować ulubione gatunki i pisarzy. Może przestanę się zmagać z dylematem: czy to już czytałam?  Jestem też przywiązana do tradycyjnych sposobów na zapamiętywanie. Lubię mieć takie rzeczy pod ręką, nie na komputerze.
Teraz towarzyszy mi Mark Billingham. Z dobrym kryminałem wejść w nowy rok, zawsze miło.

Kulinarnie weszłam na uliczkę z warzywami. Na mikołaja kupiłam sobie Jadłonomię, będę eksperymentować. Będzie pachnąco i smakowicie (o ile czegoś nie pomylę;) należę raczej do kategorii kucharzy odrobinę roztrzepanych:) to nie zawsze dobrze wpływa na przepis. 
Po długim czasie zajmowania się domową kuchnią coraz bardziej i bardziej lubię gotować. 


W wakacje założyłam profil na Instagramie i przepadłam;) Miałam się do tej pory za osobę posiadającą co najwyżej mikromilimetr talentu do robienia zdjęć.Jakichkolwiek zdjęć. Okazało się jednak, że współpraca na linii ja- mój telefon (w końcu od czegoś trzeba zacząć) ma się całkiem dobrze. Oby tak dalej!

Napisałam kilka wierszy, chcę nadal je tu publikować:) udaje mi się tworzyć od czasu do czasu.
Chyba nie mogłabym jednak bez tego żyć. To byłoby takie w połowie puste życie.


Obiecuje jednak dbać też o bloga:) w końcu dodałam noworocznego posta- postęp!
 i mam nadzieję na miły dla każdego rok.
Do zobaczenia!