niedziela, 26 października 2014

Dziś jestem słowoczuła...

Zaczyna się nieznośne ciągłe ciemno za oknem. Można wtedy wypożyczać najdłuższe, najprzyjemniej ciągnące się w nieskończoność książki albo oddawać się wieczorami domuzycznianiu.

W pełną ponurości niedzielę najlepsza jest Siesta (trójkowa) nie ma nic lepiej dogrzewającego i wenotwórczego niż ta audycja. Jest piękna muzyka, błyskotliwy prowadzący i wspaniałomyślność poetycka. Która to kończy się tak:

przygaszone światło pnące się cieniem
rozproszone jak nagie gałęzie ramion

przygaszone cienie pnące się światłem
splecione miedzy palcami jak konarami drzew

przygaszenie dwóch krańców ust
osadzone we mgle

Dziś jestem słowoczuła i słowotwórcza a wszystko dzięki domuzycznieniu niedzielnemu.

W późną jesień wpisuje się genialnie Magiel Wagli są obłędni momentami, czasem trudni do rozgryzienia
w swoich wyborach muzycznych, bywają ironiczni w mowie, ale ogólnie pozostawiają wrażenie muzycznego dopełnienia. Wypełnienia w najlepszym wydaniu. Wypełnienie dźwiękiem, jak to ładnie brzmi.

A poza radiem? kiedy radio rozsmakowuje w muzyce, ale audycja się kończy, a chciałoby się więcej
czegoś dobrego. Wtedy niezawodnie sięgam po debiut Dawida Podsiadło (czasem mogłabym słuchać tej płyty w nieskończoność. Całej, bo ona jest g e n i a l n a. Jej odbiór zmienia się w zależności od kąta padania światła i pory roku. Akurat teraz niezastąpiona.

Powoli też odwracam się w stronę Florence. Jest taka rozgrzewająca. Jej utwory kolorują każdą słotę, brzydkość i nieszczęścia wszelkie. Koniec kropka.

Między tym Curly Heads i ten utwór podsłuchane na liście  też rozgrzewające i energetyczne, na odmianę.

Ale w chwilach totalnego niedosytu muzycznego Aga Zaryan z ostatniej płyty Remembering Nina&Abbey
najlepsze do pieczenia późno w noc świątecznych ciasteczek. Drobne wyprzedzenie... nie szkodzi, najważniejsze, że umila rzeczywistość.

Zapomniałabym dopisać Agnes Obel (wiem, że często o niej wspominam- ale nie mogło jej tu zabraknąć)
coś szczególnego? Ostatnio Fuel to fire   roztapia serce jakby było gorącą czekoladą...

Na razie wszystko, wstęp do uprzyjemnienia ponurej aury rozpoczęty!

czwartek, 16 października 2014

Z mojej półki: Zadie Smith Londyn NW


Byłam ciekawa nowej książki Zadie Smith tym bardziej, że czytałam poprzednie. Choć dużo czasu upłynęło między wydaniem poprzednich a ukazaniem się Londynu, miałam w pamięci same dobre wspomnienia.
Miałam w pamięci dobrą powieść. A teraz przeczytałam Londyn i co? właściwie powiedziałabym (WIEM! to brzmi przebrzydle okropnie) że to dość... przeciętna książka i mało zapadająca w pamięć historia.(Sorry Zadie) Już się tłumaczę, bo czułam się jak na karuzeli czasem wielkie Łał (że się tak kolokwialnie wyrażę) a czasem wielka lub mniejsza nuda. Początek jest dobry, ale im dalej w książkę, kartki, czy też historię to staje się nieznośną grą socjologiczną z czytelnikiem. Historia o ludziach z miasta ich różnych losach, spojrzeniu na życie, o tym jak ono się potoczyło, a w tle tygiel kulturowy Londynu.
Pisze o różnicach społecznych wynikających z przynależności do określonej grupy, która to przynależność w pewien sposób określa szanse i możliwości każdego człowieka. Mówi o podejściu do życia. Na drugim planie opisuje różnice na tle rasowym. Także mnóstwo poważnych tematów, w głębi duszy Smith jest miejską realistką, opisuje miasto ,jak w soczewce, pokazując wszystkie jego wady i zalety. Wszystkie rysy.
A teraz coś dobrego, oprócz początku? nietypowa narracja, to mnie zaciekawiło (jako osobę, usilnie starającą się napisać coś własnego) i próba pokazania, że (banał, wiem!) nie ma złych jednoznacznie ludzi, bardziej jest to konsekwencja dokonywania złych wyborów.
No i plus za okładkę:)jest nostalgiczna, pokazująca też anonimowość ludzi w dużych miastach. Lubię ją mogłabym po prostu na nią patrzeć, bez zaglądania do środka. Ale zajrzałam, oczywiście (mimo paru nierówności) nie żałuję.

Do następnego razu!

środa, 8 października 2014

Kadr dnia: wiersz

drzewo co arytmią we mnie oddycha
pulsuje tlenem
drzewo co sercem mym jest
pulsuje krwią oddycha
dłonią drzewa dotykam
próbuje nie ranić ust o korę
twoją szorstką skórę mam
między wargami

kruchych korzeni jestem pozbawiona
moje serce nie prowadzi procesu
fotosyntezy

wolę nie myśleć czy mogłabym go komuś zadedykować.

wtorek, 7 października 2014

Kadr dnia dusza pełna szpilek

Wyciągam dłoń do słońca, chciałabym je zachować na zawsze. Chociaż czuje się pochmurna wewnątrz.
Momentami burzowa i granatowa w środku. Pukam do drzwi kamienia i zastanawiam się czy nie jest pusty w środku, bo może coś mnie go wewnątrz zjada? Dużo rzeczy mnie ostatnio pochłania niekoniecznie w najbardziej 
optymistycznym sensie. Czasem czuję się kamienna i wypalona. 
Stąd na przykład upodobanie do tej piosenki, mam jedną płytę zespołu Slipknot i jeden ulubiony utwór 
The Blister Exists  która jakimś cudem (nie pytajcie o uzasadnienie) starannie miażdży i naprawia serce. 
Do mojego serca płynie krew rockowa i metalowa, zdarza się w każdym razie. 

Ale jeśli ktoś śledzi mojego bloga, wie że w mojej duszy czasem gra iskierka romantyczna... i pełna łagodności. Przejawia się to sięganiem po Agnes Obel i inne wokalistki z tego kręgu. 
Niniejszym wyzwaniem zakończę mój post:)