wtorek, 17 czerwca 2014

Z mojej półki: Jerzy Sosnowski Spotkamy się w Honolulu

jerzysosnowski.pl


Zaczęłam pragnąć tej książki od... pierwszego usłyszenia na antenie Trójki. Audiobooki zawsze przemawiały do mojej wyobraźni niejako podwójnie. A w tej zakochałam się od pierwszych słów, poczułam taką głęboką czytelniczą satysfakcję wynikającą z obcowania z dobrym tekstem. Od razu też dodam, że nie zamierzam być obiektywna i raczej będę wyławiać perły komplementów z oceanu niż krytykować.
Dodam na swoje usprawiedliwienie, że jako niestatystyczna Polka czytam więcej i wykształciłam w sobie radar na dobrą literaturę. Ten działa niezawodnie!


W fabule przeplatają się lata totalnie dla mnie odległe i znane tylko z opowiadań czasy PRL- u
z współczesnością. Ale to tło, a na pierwszym planie miłość. Bo to w gruncie rzeczy klasyczna, ale nie schematyczna historia miłości Romy i Piotra. Która być może w rzeczywistości wydarza się rzadko, albo wcale,bo nie zniosłaby braku społecznej akceptacji- dzieląca ich różnica wieku wydaje się być nie do pokonania itd, ale jesteśmy na styku rzeczywistości i fikcji literackiej- tu zawsze można więcej.
A więc suniemy po cieniach przeszłości, wspomnień Romy z czasów jej młodości i pracy jako stewardessy,
przyjaźni z Bellą i Stefanem. Za chwilę  znowu wrócić do współczesności Piotra i jego przyjaciela Marka.
Dziennikarza piszącego reportaże dla jednej z warszawskich gazet, mającego za sobą dwa nieudane związki i programisty pedanta (z obsesją na punkcie dokładności szczególnie w kuchni.) z bardzo chłodnym podejściem do miłości.
By w końcu spotkać Romę (pachnącą cynamonem;) i Piotra i podglądać ich znajomość... jak twierdzi opis z okładki: ,, dziwne przypadki decydujące o życiu, ludzkie trójkąty i zakazana miłość. W tle bigbitowe lata 60 ubiegłego wieku"

To książka, do której na pewno wrócę. Ma też bardzo ładną okładkę ( jako, że zbyt często patrzę na okładki kryminałów, które zwykle przyjemne nie są, zwracam większą uwagę na takie detale) a ta ma w sobie coś mile przyciągającego. 

Nadchodzi złoty wiek jeśli chodzi o następne w kolejce powieści, cieszę się niezmiernie na tą okoliczność.
Do następnego odcinka ( tym razem publikuję już cały tekst) ! 





wtorek, 10 czerwca 2014

O radości

O radości dziś bym chciała napisać,  inaczej niż przedostatnio. Na razie zostawiam złamane serce w spokoju.

Radość
chcę o niej napisać, bo jej mi mało. Jakoś tak rozdrobniła się w codzienności, której do twarzy z szarością- a przecież mamy takie piękne słońce. Pobłyskująca radość, to nie to samo co, obecna zawsze.
To gdzie jest? w niezbyt precyzyjnie określonych słowach składających się na niby opowiadania.
w słowach wierszy istnieje najtrwalej  wdzięczność za ich tworzenie ZAWSZE generuje  radość. 

Gdzież ona jest? czemu bardziej w przeżyciach papierowych a mniej  wynika z relacji wszelakich międzyludzkich. Czasem tak się zdarza, że relacje się wykruszają.
Jest w przeżyciach związanych z przeżywaniem samotności- to nie jest równia pochyła, ta samotność.
Przeżycia RÓŻNEGO RODZAJU jeśli się je zauważa, to raczej po to by zachować i by przypominały coś  miłego.Niż nie miłego. Przykłady to spotkanie z dobrą książką, a więc słowem. Znowu! jestem monotematyczna, ale słowo jest dla mnie najbardziej twórczą dziedziną życia. Dziedziną życia jako takiego. Bez tej dziedziny życie to teraz nie miałoby już zupełnie smaku. A tak dodaje glutaminianu słowa i jest lepiej.  słowo pisane = RADOŚĆ z tworzenia.

Życie ono też jest radością. Bez żadnych dodatków czy warunków. Bywa gorzkie w smaku 
bardzo gorzkie. Ale ma też barwy, które błyszczą i blakną, ale SĄ! 
Jestem na etapie poszukiwania barw. Na początku, ale przecież dobrze, że od czasu do czasu, można zaczynać od nowego. 

:)





wtorek, 3 czerwca 2014

Kwestionariusz: o wdzięczności

Na dobry początek czerwca mini kwestionariusz, drobna dywagacja na temat wdzięczności.
By nie przedłużać, i dać się naciągnąć samej na sobie, na wymyślanie definicji tego uczucia.
Bo właściwie można ją skategoryzować jako pewien stan emocjonalny. No i napisało się samo....

Jestem wdzięczna za: 


Chwile spędzane nad lekturą książki. (drobna dygresja) chciałam przeczytać Wyznaję 
Cabre, naprawdę chciałam i miałabym czym pochwalić się na blogu, ale niestety nie uniosłam ciężaru tej powieści- cegły. Aż nastąpił armagedon i ktoś ją bezczelnie zarezerwował w bibliotece
 i tak trafiła do następnych rąk... Zbyt późno okazało się, że jestem na 240 stronie podczas gdy nadal był to właściwie wstęp. Gdzież tam mi było do 768 :/ 
Są to chwile same w sobie bezcenne, gdyż czasem też oszukuję się, że jakiś (nieokreślony bliżej) 
pisarz natchnie mnie do wyprodukowania własnego dzieła. Hmm tylko czy znalazłby się odbiorca? 

Odkrycia muzyczne. i dziś jest taki dzień (nie trafia się on znowu tak często) 
Przykłady, poniżej dwa najświeższe: 

Nosowska& Silver Rocket- Hello (z dzisiejszej Tonacji Trójki)


2. Totalnie przypadkowo kliknięty Stanley Turrentine 
np to https://www.youtube.com/watch?v=0hdUPzW-CnA
tytuł: Shirley 

Czas spędzony w samotności ( jestem najbardziej aspołecznym socjologiem świata) 
a jednocześnie jak to świetnie komponuje się z moim poetyckim powołaniem. Łał! 
Przynosi wyciszenie, odszumienie, w zależności od potrzeb.

Słońce! dni słoneczne. prozaiczność zupełna, ale z rodzaju tych docenianych ciągle na nowo.
szczęście podobno tkwi w prostocie- starte do dna zdania, ale zabarwiające życie za każdym
razem intensywniej, kiedy się te proste drobiazgi dostrzega. Uff, jakoś z tego zawikłanego tłumaczenia wybrnęłam.

Zakończenie pewnej relacji. mikro zaskoczenie z jednoczesnym pozostaniem ze złamanym sercem, czyli makro bolesne. I tak paradoksalnie chyba odetchnęłam z ulgą. 

Wiersze. Tworzenie. Bo to w pewnym sensie esencja mojego istnienia. I kropka!