w sobotę celebrowałam spokój istnienia usiłując jednocześnie nie dopuszczać do siebie myśli, że ta złota kula emituje zwykły upał i jestem na granicy rozpłynięcia się. nie negując tych kilku zdań powyżej. mój spokój rozchwiał się i ostatecznie upadł w zderzeniu z meczem. polsko- szwajcarski pojedynek zakończony tak pięknym finałem wzruszył mnie. a kiedyś wśród rzeczy, które mnie wzruszają na pewno nie wymieniłabym meczu. muszę sobie przemyśleć tą listę jeszcze raz.
chłodna niedziela znowu okraszona spokojem. udekorowana książką cały czas Stryjeńska.
będę ją czytać przy kolacji- absolutnie najlepsze połączenie jedzenie i czytanie. od zawsze to dobrze na mnie wpływa. w mojej krwi na pewno płyną litery. jestem absolutnym, nieuleczalnym molem książkowym. kocham wszystkie książki jeśli tylko są na mnie w stanie wywrzeć wrażenie. przywiązuje się do autorów, serii, nie lubię ostatnich stron w powieściach. i nic tak nie przyciąga mojego wzroku jak półki z książkami.
reszta potem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz