Nie mogę przestać myśleć o gotowaniu. Z tego myślenia zawsze mi wychodzi wchodzenie do kuchni. Choć ostatnio codziennie kupuję kg truskawek i jem je posypane cukrem, to nie jest jakaś wielka kuchnia, ale sprawia największą przyjemność. To jednak końcówka maja pachniała na przemiennie
bułeczkami pszennymi i focaccią. Do spróbowania przepisu na tą ostatnią zainspirował mnie przepis na zwykła kaszę z młodą kapustą. Przepis na kaszę i młodą białogłową kapustę (z ksiażki qmam kasze) brzmiał tak: ,, ... podaję posypaną świeżym koperkiem, czasem ze świeżą focaccią orkiszowo- jaglaną smakuje bosko, świeżo i delikatnie".
Cóż sama focaccia mnie nie rozczarowała, ale ja ją chyba tak. Zapomniałam (tak to jest kiedy przepisy, z których się będzie korzystało zapisuje się na małych karteczkach;) ją ponakłuwać widelcem i w ogóle i wyszła taka puchata. Na drugi raz będę wobec niej bardziej brutalna;)
Znowu bułeczkom lekko się stwardniało w piekarniku, no to nie jest najbardziej pożądany efekt, gdy coś ma być po prostu chrupiące.
A literacko zbliżam się dramatycznie nieubłagalnie do końca dzienników Twardocha. Teraz czytam go znacznie wolniej. Na pocieszenie wracam do kuchni na zupę z młodą botwinką i jajkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz