wtorek, 24 maja 2016

we wtorku

w Wielorybach i Ćmach jest jakaś melancholia jesienna. Ten Dziennik dobrze by się czytało w oparach późnolistopadowego słońca. A dziś z otwartego balkonu cały dzień pachnie deszczem.
Deszczem takim letnim, gorącym i lepkim. W listopadzie deszcz jest kłujący, zimny i szary.
Dokładnie w tej kolejności, taki katalog wrażeń.

Strasznie przeżywam te dzienniki, ale dawno tak nic mi się nie podobało (oprócz pisania Cabre, ale on jest doskonały i kropka) ze strony 107 taki cytat:
,, Jako absolutny ekstrawertyk z bezsilną zazdrością podziwiam milczenie introwertyków, wydaje mi się szlachetniejsze, mam zawsze w konfrontacji z introwertyzmem poczucie własnej niezręczności, hałaśliwości, niestosownego obnażania się w każdym słowie i geście, jakbym nie potrafił jeść nożem i widelcem, i zasiadał do wytwornej kolacji w eleganckim towarzystwie".

Jako absolutny introwertyk czasem odbieram swoje przywiązanie do ciszy, jako nadmierne.
A ilość wypowiadanych słów minimalizowałabym nieustannie. W konfrontacji z ekstrawertykiem czuje, że to moje milczenie to jest niezręczność przyprawiona nie taktem, co wcale nie pomaga, wręcz przeciwnie, zapętlam się w tym milczeniu jeszcze bardziej. I czuje to obustronne zażenowanie.
A tak na to się patrzy z drugiej strony.

Niezależnie od wszystkiego mój organizm syci się dobrymi literami. Poza przyjemnie cierpkim ciastem z rabarbarem i innymi majowymi kuchennymi dobrociami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz