czwartek, 12 maja 2016

Kadr dnia pisanie palcem

Znowu jestem gdzieś wewnątrz upływu czasu. Może go w ten sposób trwonię, tylko na niego patrząc, nie parząc sobie rano ust kawą. A jak wiadomo najlepsza kawa to jest ta, którą pije się powoli. Indywidualnie, bez nie dobrych kanapek z dżemem. Coś jest nie tak z tymi kanapkami po 6-tej rano, one zawsze są nie dobre. Teraz śniadanie jem później, ale to też przecież nie dobrze, bo trwonię czas.
A dzisiaj po 13 jak zwykle na trójce trzy wymiary gitary, a ja stałam tyłem do radia i obierałam ze skorupek orzechy arachidowe.Będzie wytworne masło orzechowe w słoiczku z naklejką po konfiturach śliwowych. Masło orzechowe  idealnie nadaje się do wyjadania go palcem ze słoiczka pod koniec.

Kontempluje też rozzielenie się świata. Na ogół zielone za oknem mnie nie interesowało. W tą wiosnę czułam się jakbym stała przy nim przez cały czas dojrzewania. Czułam jak ziemia pulsuje zielonym, jak z czarnego rodzi się życie. Tak bym chciała to życie garściami mieć. Zachować i trzymać.
A między myślami  o zielonym strzępy wierszy, denerwuje mnie to. Gdzie moje pisanie?!tak jakby stało się  zbyt wymagające prowadzenie długopisu po kratkowanym papierze. I wściekanie się we mnie burzy i tupanie nogą, że nie wychodzi. Na razie nie rzucam papierem.  

Zaginam rogi książek. Czytam, ale jakbym nie czytała. Wszystko dzieje się jakby obok mnie. 
Myślę o czytaniu, tak mi się jakoś gorzko robi, kiedy trwonię czas i nie czytam. Obiecałam sobie mądre książki też. Że nie będę obojętnie ich mijać. Jeszcze się obrażą. 
Na biurku opowiadania Wiśniewskiego (w których aż kipi od melancholii) opierają się o Drach Twardocha (znowu On osadzony w najczarniejszej rzeczywistości, czasem się Go boję) więc nie czytam żadnego. Każdy uwiera na swój sposób.

Teraz wieczór się zrobił z tego pisania, słucham Smolika, bo wydaje mi się, że nie jest smutny.
Poza tym z niczym mi się nie kojarzy, ostatnio każde skojarzenie, wywołuje westchnienie wagi słonia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz