środa, 18 maja 2016

w środku tygodnia

w poniedziałek improwizowałam w kuchni i wyszła mi z tego pochwała ciasta drożdżowego.
najprostsze historie, trochę dobrej muzyki w tle, dotyku, drożdży i mąki i powstały pyzy drożdżowe.
dotąd twierdziłam, że ciasto drożdżowe nie jest dla mnie, że się nie polubimy, ale pierwsze spotkanie zmieniło mój stosunek do niego. Pierwsze były racuchy, potem następne i okazało się, że zaczynamy pasować do siebie. A teraz te piękne lekkie pyzy, będzie z tego coś na dłużej. Prawdopodobnie to związek długodystansowy, tak na to sobie liczę.  A jak one zachwycająco pachną, sama radość.

zjadłam wczoraj ostatnie okruchy szarlotki, z poczuciem, ze taka piękna mogła mi się przydarzyć
raz jedyny... porzucając jednak wrodzoną surowość wobec swoich wypieków, mam nadzieję na rysującą się w jasnych barwach przyszłość.

od poniedziałku też wypełnia mnie literacka radość, literuję sobie ją ze słodką powolnością.
trochę mi się tych książek nazbierało. w sumie mogłabym czytać od rana do późnego wieczora.
dziennik Twardocha jest pierwszy Wieloryby i ćmy. Wydrukowany na papierze Ecco Book Cream 80 g vol. 2,0 to bardzo przyjemny w dotyku papier i ładnie pachnie. a poza tym czytanie dobrego słowa podnosi jakość własnego.
a w formie doczytania Jorn Lier Horst Psy gończe. To nie tak, że to zapychacz czasoprzestrzeni, ja lubię kryminały. A ten zaczyna się od opisu deszczowej pogody, idealna synchronizacja z tym co za oknem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz