czwartek, 19 maja 2016

czwartkiem poetyckim

włosy prześwietlone światłem wirują w powietrzu
unoszone podmuchami

trzymam w dłoniach wianek z kwiatów
by wplątać go we włosy

to światło łamiące się na pojedynczych pasmach
unoszone podmuchami wprost do Twych ust

trzymam w dłoniach wianek z kwiatów
z czerwonych płatków w odcieniu warg

to światło łamie się na konturach warg
uniesionych blisko cienia Twych ust

nabrzmiałe od dotyku słońce
gaśnie i opada w czarną ziemię

Wreszcie litery stają się posłuszne na dotyk palców. Można im coś kazać, przestawiać i sprawiać
że nabierają znaczenia. Litery nabrzmiałe od dotyku zamieniają się w wiersz, bo w nich też płynie krew. Krew w literach jest niebieska, one są królewskie. One są elitarne. Czasem niewolniczo poddańcze wenie, nadają się do głaskania. Potem znowu i znowu zimne, aż ręce marzną, nie można ich rozpuścić. Biorę je w dłonie, a one tylko kruszą się jak lód. I nic to wtedy jest tak jakby stać na środku zamarzniętego jeziora i nie móc krzyczeć ani biec.
Dziś są dobre, słucham Laterns on the Lake i one też słyszą i pozwalają się pisać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz