Jako, że lubię łączyć różne wątki i nici w kulistą całość, pozwolę sobie na małą dygresję, a propo innych dzieł Murakamiego. Poza tym jestem pod wpływem muzyki. Muzyki z Magla Wagli, a wiecie (już) że ta muzyka wywołuje specjalne natchnienie. Porusza kreatywność, ależ ja nie o tym. Wracam do książek.
To nie jest moja pierwsze spotkanie z autorem. Jego powieści, co prawda, dość nieregularnie, ale przeplatają się w moich czytelniczych wyborach. Wracam do Niego i to są udane powroty.Zaczęłam od Przygody z owcą- pamiętam, że nie od razu ją rozgryzłam i nie od razu poczułam ten specjalny klimat, ale ostatecznie kliknęło. Pełna absurdalnych sytuacji, nadzwyczajnych umiejętności bohaterów i sytuacji, które w zwykłym świecie się nie zdarzają. Na tym polega cały jej urok, że zostaje się zabranym w zupełnie niesamowitą podróż, podczas której, wyobraźnia przestaje mieć jakiekolwiek granice.I to jest to co najbardziej lubię- gra z wyobraźnią czytelnika:)
Potem odkryłam Rok 1Q84 w 3 tomach. Od zawsze mam słabość do rozbudowanych historii, niekończących się na jednej książce. Tu Murakami skupia się na trudnych tematach- sekt religijnych i wszystkich paskudnościach wynikających z przynależności do nich i ich istnienia. Porusza trudny temat przemocy wobec kobiet. W tle już łagodniej, choć odrobinę inaczej, niż u wszystkich, uczucie, które obudziło się po latach wielu między Aomame i Tengo. Seryjną morderczynią i zwyczajnym mężczyzną.
Poznali się w podstawówce, a spotykają po 20 latach...
Czytając jego książki jestem trochę głową w kosmosie wyobraźni, a nogami lekko dotykam ziemi.
To dość abstrakcyjne uczucie, ale chyba idealnie opisuje historie przez Niego stworzone.
I jeszcze jedna dygresja zanim przejdę do głównego tematu- bardzo żałuje, że Murakami nie został obdarowany Noblem. Choć, to na pewno negatywnie na jego twórczość nie wpłynie...
Wracam do Bezbarwnego Tsukuru Tazaki jest to w przeciwieństwie do wyżej opisanych najbliższa rzeczywistości i realizmowi książka japońskiego autora? tak, chyba, tak.
To powieść, przy której przystawałam od czasu, do czasu. Nie połknęłam jej od razu, mimo to podobała mi się. Wiele w niej muzyki poważnej, końców relacji, końców etapów życia. Zresztą muzyka rozszyfrowuje tytuł.
Na pierwszym planie, czy też najważniejszą planetą jest Tsukuru. Na początku bliski samobójstwa i załamany po utracie czwórki przyjaciół z LO ( z którymi utrzymywał kontakt mimo przeprowadzki z rodzinnej Nagoi do Tokio) którzy bez wiadomego mu powodu zrywają z Nim kontakt. To wydarzenie negatywnie wpływa na kształtowanie się jego poczucia własnej wartości i pewności siebie. Żyje trochę jak pustelnik w swoim tokijskim mieszkaniu. Kończy studia, zaczyna pracę w firmie budującej dworce (w ogóle dworce są jego największą pasją) ale nie tworzy bliskich relacji z ludźmi. Przez chwilę w swoim życiu ma przyjaciela, do którego się zbliżył (słuchają razem muzyki, dyskutują o książkach, czy też chodzą na basen) jednak to też się w pewnym momencie urywa. I tak znowu zostaje sam.
W tej powieści jest dużo samotności (może dlatego, tak dobrze się przy niej czułam) pojedynczości, ale to wcale nie sprawia, że jest smutna.
W pewnym momencie życia pod wpływem Sary, z którą Tsukuru zaczyna się spotykać, postanawia spotkać się z dawnymi przyjaciółmi i rozwiązać zagadkę zerwania przez nich z nim kontaktu. Wybiera się w podróż do rodzinnej Nagoi i Finlandii, gdzie mieszka jedna z dawnych przyjaciółek... to spokojna przygoda, przygoda w stylu Tazakiego (którego trudno nie polubić) gdzie nie ma szalonych i nieoczekiwanych zwrotów akcji, to podróż w głąb siebie. I nic więcej już nie zdradzę! chyba rozsypał mi się worek ze słowotokiem.
Przestaje, uspokajam się i przejdę do zakończenia, które jest grą niedomówień. Podobało mi się to, że pisarz zostawia historię bez jednoznacznej odpowiedzi.
Myślę, że będę czytać nadal Murakamiego, lubię jego świat. Jego specyficzny styl i lekką egzotyczność jego książek:)
Do następnego razu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz