Tu jest cisza o konsystencji stałej i niezmiennej. To niemożliwe, że noc może być aż tak czarna, nie oświetlona lampami. Nie oświetlona miastem. Patrzę przez okno i nic nie widzę.
Cisza ma konsystencję taką niezbywalną i trwałą. Pachnie zbożem i jeziorem. Ma kolor zachodzącego topiącego się w chmurach słońca. I słony smak roweru sunącego po leśnych, piaszczystych ścieżkach.
Wszystko jest harmonijnie, bo nie poddane człowiekowi. Wiewiórki skaczą po najwyższych koronach drzew i to jest proste. To jest mój lot pszczoły nad tymiankiem.
Nie czuję tu upływu czasu, mierzę czas wschodem i zachodem nieba. Jestem w niebie. Mam łany zbóż przed sobą i schowane w nich chabry i maki. Wszystko pachnie dostojnie wielką przyrodą. To nie jest betonowy miejski ogródek to jest Prawdziwa Przyroda.
Stoję przed tą przyrodą pełna pokory i dotykam kory brzozy i jestem szczęśliwa. I pewna, że znam odpowiedzi na wszystkie zbyt trudne pytania. A może i nie znam, ale jako to się ma do wieczności?
Może moje życie właśnie jest prostsze niż myślałam.
Mgła obłoków kładąca się nieregularną linią nad horyzontem lasu. Wszystko zaczyna się i kończy w lesie.
Las tu rządzi tym spektaklem wspaniałości i wdycham tlen. Nie trujący tlen miejski, tylko tlen sosnowy.
Wszystko jak u Leśmiana, nie wzięłam jego wierszy, w zasadzie szkoda, nigdzie nie pasują tak genialnie
jak tu. Gdy przestaję pośpiesznie klikać w klawiaturę, bo uciekną myśli, słyszę tylko ptaki i cykadę świerszczy.
Jak u Leśmiana, w jego wierszach przyroda jest barwna i żyje. Tu żyję sercem, nie rozumem. Tu żyję i słyszę bicie serca matki Ziemi.
Koniec:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz