poniedziałek, 10 marca 2014

Z mojej półki:Eduardo Mendoza Walka kotów

  Akcja rozgrywa się w Madrycie w okresie  wojny domowej w Hiszpanii (1936-39). To czas głębokiego kryzysu, któremu autor poświęca wiele stron  powieści. Na tym tle ścierają się poglądy zwolenników Republiki, rewolucjonistów i sympatyków Falangi. 
Główny wątek książki ginie gdzieś w potoku opisu problemów społecznych i poglądów politycznych. I to sprawia, że książka się odrobinę dłuży i ciągnie. Jako, że nie lubię w powieściach nadmiaru historii (szczególnie tej wojennej) nie jest to mój literacki faworyt. 
   Liczyłam na rozbudowanie wątku związanego ze sztuką, a więc postacią Anthony'go Whitelands'a. Wykładowcy historii sztuki i znawcy dzieł Diego Velázqueza , który przyjeżdża do Madrytu, wycenić obraz znajdujący się w kolekcji księcia de la Igualada. Książę chce w obliczu trudnej sytuacji w kraju zdobyć  pieniądze na wyjazd i zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie. 
     Anthony Whitelands chętnie przystaje na propozycję, gdyż lubi Madryt i Muzeum Prado. 
Z początku chodzi tylko o obraz, jednak jego przyjazd do Hiszpanii- oznacza same kłopoty sprawia, że zaczyna być wplątany w intrygę, styka się z policją (a właściwie Służbą Bezpieczeństwa, której jego wizyta w kraju jest wyraźnie nie w smak) a także zakochuje się w 
córce Księcia. 
     Więcej w książce tej nawiązań do polityki i sytuacji w kraju i to jest dla mnie dużym minusem. 
Bo też poza tym wątkiem dzieje się mało, a kwestia obrazu jakoś rozmyła się w toku. I w ogóle była odrobinę rozczarowująca. 
       Wolę Mendozę gdy pokazuje swój absurdalny humor i tworzy wartkie dialogi.
Wiem, bo czytałam Przygody fryzjera damskiego i ten styl w nim dominował. Ale na pewno do niego jeszcze wrócę. Nie raz.
       Po lekturze Walki kotów ( o kotach w sensie dosłownym nie było tam nic) zapragnęłam odwiedzenia Muzeum Prado:)
        Tyle z mojej półki- tymczasem do następnej lektury.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz