poniedziałek, 21 maja 2012

Don't know why

Zniecierpliwiona czekam na miły temat tego posta- nie lubię twórczej stagnacji. O ile są dziedziny, w których jestem z nią nawet zaprzyjaźniona,to unikam jej jak ognia w tworzeniu. A moim największym strachem jest to, że kiedyś wyczerpią mi się inspiracje na wiersze. Choć prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest niezwykle niskie- nie żebym się porwała na obliczanie tegoż, jako poetka jestem stanowczą przeciwniczką obliczania czegokolwiek. Cyfry, liczby ułożone w skomplikowane działania matematyczne powodują mój uzasadniony strach, że jestem wobec nich bezradna. Uczucie dobrze znane z lekcji matematyki, na których cóż nigdy nie szło mi najlepiej. Ścisła ta nauka opierała się mojemu spontanicznemu myśleniu( nie wiem dlaczego ;))
i  zrywom naukowym, także nigdy nie było między nami nici porozumienia.
(parę godzin później...)
Otóż nastąpiła przerwa w pisaniu posta i zgubiłam myśl, która miała być tą przewodnią, zanim zaczęłam rozpisywać się na temat relacji: ja- nauki ścisłe. Nawiązując do wierszy w sumie ostatnio mój strach o natchnienie nieco osłabł. Może ze względu na mnogość tematów związanych z rzeczywistością zaczyna mi się pomniejszać czas na dogłębne analizowanie: jak ująć słowo? A szkoda! gdyż słowo jest najlepszym przyjacielem. Z zastrzeżeniem, że jest pisane! ( o czym już wspominałam).
Poza tym istnieje wielu poetów, którzy w razie zagubienia pomogą! Np. Poświatowska czy ostatnio odkryte z zaskoczeniem przeze mnie wiersze Różewicza. Przyznaję, że dotąd się nim nie zachwycałam- błąd!
No i na koniec sam mistrz- poeta:


nie wypowiedziane

zaraz zaczniemy rozmowę
słowa zasłonią
to co się stało
wcześniej
poza nami
bez wyjścia
jeszcze nie wiesz o tym
wyciągasz ręce 
myślisz że jestem 
w tym miejscu 
gdzie mnie zostawiłaś
oglądasz się 
odchodzisz 
w ślepą ulicę
stoisz
nieruchoma niejasna 
prawda dociera powoli
do twojego serca
nasze słowa stają się bezdomne

Tadeusz Różewicz





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz